Jesienią 2007 r. Hiszpanią wstrząsnął horror. W klinikach Barcelony zabijano dzieci nawet w 7 miesiącu ciąży. Lekarze prowokowali poród, by matka nie zorientowała się, że rodzi żywe dziecko, noworodkom wstrzykiwano wcześniej truciznę. Następnie odcinano im głowę, a ciała mielono i spuszczano do kanalizacji. Lekarze też często odsysali dzieciom mózg. Przyznam, że trudno nawet mi o tym pisać, a cóż dopiero rozmyślać nad przyczynami takiego odczłowieczenia zawodu lekarza. Pamiętam swój komentarz. Pod tą wiadomością w portalu wiara.pl zadałam wówczas pytanie. „Proszę, niech mi ktoś odpowie, co ja mam z tą wiadomością zrobić?!”. Nie było lawiny odpowiedzi. Ktoś zaproponował mi modlitwę. Odebrałam radę jako bezradność wobec makabrycznej treści wiadomości. Czy dlatego, że nie wierzę w sens modlitwy? Nie, to nie o to chodzi.
W Liście św. Jakuba czytam:
„Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy (sama) wiara zdoła go zbawić? /…/ Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też jest martwa wiara bez uczynków”. (Jk 2, 14 - 26 ) Modlitwa jest początkiem wszelkiego działania, jest „paliwem” dla chrześcijanina. Nie może jednak zastępować uczynków, lecz do nich prowadzić. Zrozumiało to wielu hiszpańskich katolików. Rozumie też wielu już lekarzy, którzy odmawiają dokonywania aborcji. Nagłośnienie makabrycznego odkrycia w barcelońskiej klinice nie mogło być jedynie wstrząsającym newsem, o którym już niektórzy dyskutujący o aborcji i etyce lekarskiej zapomnieli.
Wobec pytania – Co ja mam z tą wiadomością zrobić? – stajemy za każdym razem, gdy dociera do nas informacja o zawinionym przez człowieka nieszczęściu. Siedzimy sobie w ciepłych kapciach na wygodnym fotelu, popijamy piwko, dobrą kawę, zajadamy się pysznym ciastem i słyszymy o kolejnej zbrodni popełnionej przez rodziców na własnym dziecku. Komentujemy, potępiamy lub przełączamy na inny kanał, bo nie chcemy złych wiadomości. Czasem szukamy winnych. Tomasz Menzel w swym blogu znalazł chyba ich (?) /http://napalm.salon24.pl/index.html/
„Arcybiskup Stanisław Nowak, mówi o niezrozumieniu życia. A jak je zrozumieć? Bóg mi wytłumaczy, dlaczego tak, a nie inaczej? Dlaczego jestem w tych czasach wrzucony? Gdzie jest Bóg? I gdzie jest nasze życie? Dlaczego to życie jest tak tragiczne? Bóg tego nie wyjaśnia, tylko pociesza - a przecież człowiek chce odpowiedzi”.
Tomasz przywołał wypowiedź biskupa, więc najlepiej będzie chyba odpowiedzieć pytającemu słowami innego duszpasterza.
Abp Józef Michalik komentując tragedię tsunami w Tajlandii, wyjaśnił krótko:
„W takiej sytuacji najbardziej lapidarną, ale przez to być może najtrafniejszą odpowiedzią na tytułowe pytanie o to gdzie był (czy jest) Pan Bóg w czasie nawiedzających ludzkość nieszczęść jest odpowiedź, która padła kiedy to pytanie zostało postawione po tragicznym zamachu 11 września w Nowym Jorku: BÓG BYŁ TAM GDZIE LUDZIE GO POSTAWILI. I tam pozostanie. Może więc już teraz trzeba siebie samego zapytać - GDZIE UMIEŚCIŁEM BOGA W MOIM ŻYCIU ?”
Każdy ma prawo do zadawania pytań i każdy też ma też prawo denerwować się, gdy odpowiedź na nie leży już dawno w naszym zasięgu, a my udajemy, że jej nie znamy. Jeśli więc ktoś pyta retorycznie, to mamy wiele możliwości zareagowania. Cierpliwie tłumaczymy po raz kolejny, odsyłamy do lektury, machamy lekceważąco ręką. Bywa, że doszukujemy się nieczystych intencji pytającego. Tak było i wczoraj. Kilku komentujących uznało notkę Tomka za prowokację w dniu Bożego Ciała. Chyba pod presją tych głosów notka nagle spadła z głównej strony.
W tym momencie ze swoimi komentarzami poczułam się głupio. Jak to jest, myślę sobie i dziś. – Kalasz własne gniazdo? Dajesz pożywkę wrogom Kościoła? Dlaczego nie dostrzegłam w notce Tomka nic prócz niepokoju i może młodzieńczej naiwności?
Tak jak wielu katolików szłam wczoraj w procesji za moim Panem ukrytym w Eucharystii. Rano, przemęczona dniem poprzednim, szukałam pretekstu, by się wykręcić od niej. A to głowa mnie bolała, a to pogoda kiepska, a to … Prysznic przywrócił mi zdolność logicznego myślenia. Kiedy siedziałam jeszcze zupełnie sama w moim wiejskim kościółku, dziękowałam Bogu, że dał mi tę chwilę. Miałam czas, by pomyśleć czym naprawdę jest dla mnie Boże Ciało. Na moment zniknęły tragiczne newsy, dyskusje i spory. Poczułam się dobra, mądra, piękna, może nawet lepsza od innych, bo dane mi było przeżywać tajemnicę, którą żyje mój Kościół od dwóch tysięcy lat? I tu nagle młody człowiek zakłóca moją radość, pyta:
„Nie rozumiem społeczeństwa, które w Boże Ciało idzie na procesję, by później wrócić do domu i nawoływać do śmierci drugiego człowieka. Czym jest w takim razie religia, jeżeli nie przeciwieństwem Boga? Czy Bóg żąda śmierci? Czy to tylko człowiek żąda? Desakralizacja następuje nie z powodu braku Boga, a braku jego działalności w czynach społeczeństw”.

I co ja mogę mu odpowiedzieć? Czy tak jak mnie odpowiedziano? – Módl się.
A może po prostu lepiej nic nie odpowiadać i zażądać od admina usunięcia notki ze strony głównej?