Pewna moja dobra znajoma, którą czas wyjątkowo oszczędzał, na pytania zainteresowanych o tajemnicę łaskawości natury, zwykła odpowiadać - No cóż moja droga, ja po prostu kocham się z mężem. – po czym z szelmowskim uśmiechem dodawała – Kocham się, a nie pieprzę.
Nie trudno się domyśleć, że po takiej ripoście ani komentarzy ani dodatkowych pytań nie było.
Przypomniała mi się owa pani w związku z dwudniowym zjazdem wiadomych pań w wiadomym celu w Pałacu Kultury i Nauki. (Mam tylko nadzieję, że ów kongres odbywa się za składkowy fundusz głównych gwiazd zjazdu „kobietonów” skupionych wokół Joli, Heni i Madzi. Nie mam nic przeciwko urządzaniu jeszcze głupszych kongresów z jeszcze głupszymi hasłami, ale nie za moje pieniądze).
Z niemałą satysfakcją odnotowuję też, że panie owe gonią w piętkę i zupełnie nie zdają sobie sprawy ze skrzeczącej wokół rzeczywistości. Nie wiem czy dożyję, ale oczami wyobraźni widzę już w rękach moich wnuków transparenty: Mężczyzna to nie zmywarka! Żądamy godnego traktowania i równouprawnienia w domach! Chcemy równouprawnienia w pracy! Penisy i plemniki są naszą własnością!
Patrząc na to, co się dzieje wokół, coraz bardziej jestem przekonana, że to mężczyźni zmuszeni będą do obrony powoływać organizacje, organizować manifestacje, urządzać kongresy.
Panowie, na wszelki wypadek zanotujcie: „-Jesteśmy zakładniczkami męskich fantazji, ten kongres jest po to, by nas urealnić” - mówiła podczas Kongresu Kobiet Polskich Agnieszka Graff”.– bo po małej przeróbce może się wam to przydać.
Nie wiem czy Agnisia Graff jest realna czy też tylko kreacją politycznych marginesów, ale zabawna w swej niewiedzy i niemożności wyplątania się z wyświechtanych i skompromitowanych haseł to na pewno jest, nie ulega wątpliwości.
Agnisiu droga, przestań p…ć o głupotach, a zacznij kochać się z własnym mężem. Zobaczysz, że te męskie fantazje są całkiem, całkiem niczego sobie. No, pod warunkiem, że jest się kobietą, a nie feministką.;)
Ale już zupełnie poważnie. Podobno brak seksu niektórym rzuca się na mózg i przeradza się w różne dewiacje. Jedną z nich jest ocenianie świata poprzez męski rozporek.
Tak, tak drogie feministki, tak zabrnęłyście w tej nienawiści do pań podobnych do mojej znajomej, która kocha się z mężem, że nic tylko o tym.
Tymczasem już na początku dwudziestego wieku mądrzy ludzie doszli do wniosku, że nie samą miłością się żyje, a nawet jeśli, to dobrze gdy nasz obiekt uwielbienia ma poukładane w głowie i oprócz seksualnych tęsknot ma jeszcze odrobinę rozumu.
Na dowód, że nie zmyślam i nie snuję żadnych, ani męskich , ani żeńskich fantazji przytaczam tu treść stuletniego „Podręcznika do nauki rachunków w żeńskich szkołach wydziałowych” Juliana Fąfara wydanego we Lwowie.
Owa niewielka książeczka zawiera jak na rok 1909 zgoła rewolucyjne hasła. Czyżby autor niczym współczesny Wiktor Osiatyński przygotowywał się wówczas do pisania manifestu feministów?! (Prawda, że ładnie brzmi rodzaj męski przy wyrazie „feministów”?;)) http://wiadomosci.onet.pl/1994019,11,item.html )
Czego się więc panienki miały uczyć?
Dodawania, mnożenia, liczenia pieniędzy? Owszem, to też, ale znacznie ważniejsza od zwykłych rachunków była wiedza na temat: obliczania dochodu, kapitału początkowego z kapitału końcowego, procentu, reguły spółki prostej i złożonej, kas zaliczkowych, spółek wytwórczych i asekuracji.
Nie od rzeczy też było nauczyć przyszłe „kury domowe” prowadzenia rachunkowości pracownicy i właścicielki zakładu modniarskiego czy rachunkowości w gospodarstwie domowym. Przyszłe gęsi zaspokajające męskie fantazje musiały umieć rozróżniać rodzaje weksli i rozwiązywać praktyczne zadania matematyczne. Ot, choćby takie:
1. Ile K musi płacić kupiec jako premię roczną za ubezpieczenie trzech szyb wystawowych, każda po 225 K, jeżeli płaci 1.74%?
Albo takie:
2. Na jaką kwotę musi się ubezpieczyć robotnik, pobierający dziennie: a) 3K 20 h; b) 4.75 K; c)) 4.9 K; d) 5.6 K i jak wielką premię musi każdy zapłacić?
3. Ile K rocznej zapomogi otrzyma wdowa wraz z dwojgiem dzieci po robotniku pobierającym dziennie 4.5 K, jeżeli ten przy wykonywaniu rzemiosła stracił życie?
Nie wiem czy feministyczne Jole, Agnieszki, Henryki, Magdaleny poradziłyby sobie z takimi zadaniami. Za to jestem całkowicie przekonana co do konieczności w celach uniezależnienia się od „męskich fantazji” nauki rozwiązywania takich choćby współczesnych zadań:
1.Co stanie się z moją rodziną, jak zaciągnę kolejny kredyt na zakup zmywarki, telewizora z ekranem plazmowym, wykonania plastycznej operacji nosa dla dziecka idącego do I Komunii św., powiększenia własnych piersi przy pensji w wysokości minimalnej płacy?
2. Ile w sumie będzie rodzinę kosztował kredyt w wysokości 6 tys. złotych na mój urlop w Egipcie?
3. Za ile lat spłacę dług wysokości 6 tys. zł. zaciągnięty kartą kredytową, jeśli przyjmę minimalną wysokość raty 4% kredytu? Jaki procent zapłacę od całości kredytu?
Jestem też wręcz pewna, że uzbrojona w taką wiedzę kobieta nie tylko męskim fantazjom nie ulegnie, ale również wszelkim demagogicznym głupotom wypisywanym w tzw. manifestach feministów.
I tylko jednego nie wiem i nie rozumiem. Jak takie ambitne kobietony mogły mężczyznę dopuścić do pisania im manifestu?!
Panie Osiatyński, czy przypadkiem Jole, Madzie, Agnieszki i Henie nie robią sobie z pana wzorca przyszłej feministycznej ofiary? (Oczywiście, mam na myśli ofiarę losu, nie żadne tam męskie - „męskietony”. O wagę i powagę tytułu profesorskiego nawet nie śmiem pytać).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz