czwartek, 19 marca 2009

O co powinni zapytać nauczyciele Olejniczaka, Żelichowskiego



Kampania wyborcza do EP nabiera rumieńców. Prowadzona jest, trzeba przyznać, w sposób prawie niezauważalny dla przeciętnego wyborcy.
 
Bo niby co ma wspólnego z wyborami nepotyzm Pawlaka czy jego niezwykłe przywiązanie do bycia głównym sikawkowym kraju?
 
Czy niezwykle czołobitne poparcie dla nowelizacji Ustawy o systemie oświaty przez posła Żelichowskiego i Olejniczaka ma jakiś związek z kampanią?
 
Dla kogo i po co wyparł się stanowiska Zarządu ZNP Sławomir Broniarz?
 
Oczywiście, wiem, wiem, nauczyłam się już tego na pamięć, że polityka jest sztuką kompromisu. Kompromis kompromisowi jednak nierówny. I jeśli blisko 80% społeczeństwa jest przeciwna zmianom , uważając je za szkodliwe, jeśli sama ustawa zaprzecza temu, co głosi tak szumnie Hall o podmiotowości rodziców i ucznia w szkole, to o co w tym wszystkim chodzi? Co załatwiają sobie postkomuniści u jaśnie oświeconej PO? Może jednak ma to jakiś związek z wyborami do Parlamentu Europejskiego?
 
Bo, że załatwiają to rzecz pewna, inaczej nie parliby tak do odrzucenia veta prezydenckiego wbrew opinii społecznej. Cała ta historia pachnie przecież samobójstwem przede wszystkim PO, ale i lewicy też.
 
Jeśli chodzi o mnie, to ja im tego życzę z całego serca, póki jeszcze Polska ostatecznie nie zginęła w odmęcie złodziejstwa, korupcji, niekompetencji i cynizmu polityków.
Dlatego też podpowiadam nauczycielom pytania, które powinni zadać Olejniczakowi, Żelichowskiemu i Broniarzowi oraz wszystkim głosującym w sejmie "maszynkom".
 
Nie będą one tym razem dotyczyły obniżenia wieku realizacji obowiązku szkolnego. Argumentów przeciw było tak dużo, że za sam fakt ignorowania opinii społecznej posłowie głosujący za odrzuceniem veta powinni ostatni raz zasiadać w sejmie. Nie jest to już bowiem nawet postpolityka, to wynaturzona, butna i śmiejąca się Polakom w nos władza autorytarna, niczym już prawie nie różniąca się od „przewodniej siły narodu" z czasów PRL, tyle tylko, że bardziej rozdrobniona, by móc udawać władzę demokratyczną. Ale to tylko udawanie, nic więcej.
 
Kiedy przestaną udawać? Że co, że niemożliwe? Możliwe. I to tak samo możliwe jak zabory, okupacja czy PRL.
 
Nie żyjemy w czasach wyjątkowych, są one takie, na jakie przyzwalamy.
 
 
Moje pytania do tych panów nie są jednak z patriotycznej półki, wydają się być całkiem przyziemne:

1. Dlaczego nikt z nich nie postuluje prawdziwej decentralizacji oświaty? Czyli przekazywania subwencji bezpośrednio do szkół. Czym bowiem będzie dyrektor menager zarządzał, skoro subwencją dysponuje samorząd?

2. Czy to nie przypadkiem nie wystarczająca wysokość subwencji sprawia, że prowadzenie szkół jest, jak za czasów głębokiej komuny, za pomocą zbiurokratyzowanych zespołów administracyjnych przy samorządach?

3. Jeśli samorządom nie wystarcza subwencji na utrzymanie małych szkół, to jakim cudem uda się to osobie prawnej lub fizycznej bez dotacji, czesnego czy obniżki płac nauczycieli?

4. Czy przypadkiem w całej tej awanturze nie chodzi właśnie tylko o to, by położyć łapę na nauczycielskie pensje?

5. Czy nie po to raz po raz media wkładają nam w głowy, że nauczyciele będą jedyną grupą zawodową, która dostanie podwyżki, by odwrócić uwagę od czekających ich obniżek pensji?
 
 
Jestem z natury swej bardzo niepoprawna politycznie, lubię szukać dziury w całym i dlatego pytam o to, o czym żadne media nie piszą ani nie dyskutują.
I tak sobie myślę, że jeśli przy najbliższych wyborach nauczyciele nie odważą się zadać tych pytań, będą jak za Stalina, Bieruta czy Gierka społecznością pracującą jedynie dla idei. Tym razem jednak na własne życzenie, skoro dali się tym panom w tak prosty i naiwny sposób oszukać.
 
PS.
Ustawa z dnia 12 lutego 2009 r.
http://orka.sejm.gov.pl/proc6.nsf/ustawy/605_u.htm
polecam szczególnie pkt 4 dotyczący zmian w art. 5
i po belfersku przypominam, że brak wiedzy nie zwalnia z odpowiedzialności za siebie i swoją Ojczyznę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz