Jak absurdalne jest mniemanie, że kogokolwiek polityka nie dotyczy, świadczy historia wojen dawnych i współczesnych. Te współczesne, dysponujące bronią masową, są szczególną lekcją obalającą mit apolityczności kogokolwiek.
Historia II wojny światowej miała pozostać przestrogą, która na zawsze oduczy budowania własnej potęgi kosztem innych narodów.
Jak tę lekcję odrobili politycy? To najlepiej widać na przykładzie historii Izraela.
Świat, przerażony holokaustem wymyślił dla wyczyszczenia swego politycznego, mocno zafajdanego sumienia, dla ocalałych Żydów państwo Izrael. Bogate lobby syjonistów osiągnęło zamierzony cel. W 1947 na forum ONZ wniesiono propozycję podziału obszaru Palestyny (w Brytyjskim Mandacie Palestyny) na część żydowską i arabską, nie precyzując jednak szczegółów projektu. 15 V 1948 r. Żydowska Rada Narodowa proklamuje powstanie niepodległego państwa. W kilka dni potem wybucha wojna izraelsko-arabska, w której po stronie arabskiej walczą wojska kilku sąsiednich państw. Izrael zdołał odeprzeć atak Arabów, powiększając przy tym wbrew ustaleniom międzynarodowym o połowę powierzchnię kraju. Toczone walki uległy w końcu zawieszeniu bez podpisania umów pokojowych, Izrael zaś zyskał granice nie uznawane przez żadne z sąsiadujących z nim państw, co stało się przyczyną późniejszych konfliktów.
Te konflikty trwają do dziś. Jeśli jeszcze ktoś nie wie, o co w nich chodzi, na pewno dowie się z drugiej odsłony wykładu Tomasza Terlikowskiego.
Teza autora jest krótka, jasna i dobitna. „Izrael ma prawo do obrony swojego terytorium i obywateli”.
A dlaczego ma prawo?
Naród żydowski przeżył holokaust. Yad Vashem dokumentujące ludobójstwo, poruszy każdego, kto tam wejdzie. Zapozna się bowiem z historią biednego opuszczonego narodu, a potem wyjdzie na balkon i zobaczy nową Jerozolimę, stolicę odbudowanego państwa żydowskiego.
Odbudowanego czy zbudowanego państwa kosztem innego narodu? Tego już Tomasz Terlikowski nie wyjaśnia.
Za to pięknie wyjaśnia nawet największemu sceptykowi prawo do mordowania setek niewinnych Palestyńczyków w getcie utworzonym na wzór dobrze już sprawdzony.
Pan redaktor z rozbrajającą szczerością stwierdza:
„Bo choć niewinne ofiary trzeba opłakiwać, to nie sposób zapomnieć, że przynajmniej część z nich to ubrani w cywilne ubrania terroryści, a inni zginęli dlatego, że Hamas traktował ich jak żywe tarcze mające chronić liderów organizacji,...”
To zupełnie jak w okupowanej Warszawie. Opłakiwać zakładników i ludność cywilną wymordowaną w czasie powstania trzeba, ale nie wolno zapominać, że wśród tej ludności pod ubraniami cywilów kryli się „bandyci”.
A ja myślałam, naiwna, że uczciwy człowiek, do tego taki, który powołuje się w wielu swoich notkach na Boże prawo, deklarujący swoją przynależność do Kościoła powszechnego, nigdy nie odważy się publicznie przyznać:
„…w XXI wieku nie ma koncesjonowanych katolików. Są katolicy, którzy w różnych sprawach (politycznych) mają różne poglądy. Miarą katolickości nie jest stosunek do wojny w Strefie Gazy”.
Panie Terlikowski ja chyba jednak do innego Kościoła należę. W moim Kościele nikt nie usprawiedliwia mordów na niewinnej ludności cywilnej. W moim Kościele inaczej rozumie się wojnę obronną.
Co by Pan powiedział na taką tezę? - Żydzi swoim postępowaniem wobec narodów, w których przyszło im żyć, sami sprowokowali holokaust.
Domyślam się, co by mnie spotkało za taki osąd i słusznie. To jest podły i cyniczny argument. Sugerujący, że można zabijać, tylko trzeba umieć to właściwie uzasadnić.
Zatem wobec Żydów takie stwierdzenie byłoby strasznym nadużyciem, ale wobec innego narodu już nie? Czy nie takiego argumentu używa Pan stosunku do Palestyńczyków?!
Co może wobec tego uczciwy człowiek, do tego katolik, powiedzieć, napisać i zrobić, gdy dowiaduje się o wybuchu wojny gdziekolwiek, nie tylko w Strefie Gazy?
A no może tylko jedno uczynić; zacytować słowa Benedykta XVI:
„Dramatyczne doniesienia, jakie napływają do nas z Gazy, pokazują, że odrzucenie dialogu prowadzi do sytuacji, które niewymownie pogarszają sytuację ludności, będącej raz jeszcze ofiarą nienawiści i wojny. Wojna i nienawiść nie są rozwiązaniem problemów. Potwierdza to także najnowsza historia”.
I zapewnić o swojej modlitwie za pokój na Bliskim Wschodzie. Gdyby go jeszcze stać było na obiektywizm i obronę niewinnych ofiar bez względu na narodowość, zapewne z butami dostałby się do nieba;)
Zamiast tego przeczytałam po raz drugi wzorcowy artykuł propagandowy, mający usprawiedliwić wojnę „obronną” w wykonaniu Izraela.
Smutne, że w ogóle taki artykuł powstał, ale jeszcze smutniejsze jest to, że napisał go dziennikarz katolicki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz