Wyobraźmy sobie, że ORLEN czy jakiś inny koncern, spółka czy bank negocjuje strategiczny dla swej przyszłości kontrakt. Rozmowy są trudne, konkurencja nie śpi. Wreszcie dochodzi do uzgodnień. Za kilka godzin ma przyjechać przyszły partner, zostanie podpisany kontrakt. W tym samy czasie na pierwszych stronach gazet pojawia się informacja; negocjatorzy podpiszą, ale zarząd koncernu przyjmie uzgodnienia do realizacji dopiero po wyborach nowych członków rad nadzorczych. Biznes to stanowczo nie moja działka, dlatego nie mam zielonego pojęcia czy w tej sytuacji doszłoby do podpisania umowy.
Wiem jednak na pewno, że do takiej sytuacji doszło wczoraj w polityce. Na kilka godzin przed wizytą Condoleezzy Rice media informują, że umowa dotycząca tarczy zostanie podpisana, ale rząd będzie dążył, aby jej ratyfikacja nastąpiła dopiero po wyborach w USA.
W czyją stronę i do kogo miał pójść ten skandaliczny komunikat? Kto i w jakim celu był jego pomysłodawcą? Czy był on kierowany do przeciętnego Polaka czyli do mnie?
Nawet nie próbuję sobie na to pytanie odpowiedzieć. Ale nawet ja, baba przy zmywaku, nie mam wątpliwości, że nie było to przypadkowe i z pewnością osłabia wagę podpisanej umowy. Kogo jeszcze miało osłabić?
Polityka to naprawdę pasjonująca działka życia narodów i państw. Forpocztą konkretnych decyzji są dyplomaci. Czasem w takich „dyplomatów” bawią się posłowie. Pół biedy, jeśli są to posłowie polskiego parlamentu. Nie sądzę, by jakiś zagraniczny analityk rozbierał każde słowo napisane przez Senyszyn czy wypowiedziane przez Niesiołowskiego. Rodwajlery poszczególnych partii swoje wycie, szczekanie czy warczenie, według opracowanych przez PR instrukcji, kierują głównie w stronę nas – przeciętnych wyborców. Gorzej, gdy w tym samym stylu wypowiadają się europosłowie. Oto w blogu europosła Sylwestra Chruszcza dzień po dniu czytam:
„Dziś wszyscy współczujemy Gruzinom i chcemy wycofania rosyjskich wojsk z ich terytorium, ale nie wolno nam zapominać, kto pierwszy rozpoczął zmasowany atak w tym konflikcie, w którym jak zawsze najbardziej cierpi niewinna ludność cywilna. Kaukaski konflikt nie wygląda tak jakby chciał go widzieć nasz prezydent i Pis”.
Chciałoby się zapytać pana posła. - A jak wygląda? Czy tak jak to przedstawia rosyjska propaganda?
Dla europosła nie ma to większego znaczenia. Komunikat do wyborców jest czytelny.
- Sylwester Chruszcz ma własną ocenę wydarzeń i nie zgadza się z Prezydentem. A że ona wpisuje się w propagandę agresora? A któż by się tym przejmował, skoro wielki Dmowski, duchowy patron LPR, nie przejmował się, kiedy bolszewicka nawałnica zbliżała się do Warszawy i spokojnie zabezpieczył swój endecki tyłek wyjazdem do Poznania.
To nie wszystko, co się europosłowi w polskiej polityce nie podoba. Następnego dnia europoseł Chruszcz w swoim blogu pisze:
„Ośrodek rządowy to polityka Platformy Obywatelskiej, która wygładzona przez piarowski makijaż, jest niemniej nieustępliwa niż polityka obozu prezydenckiego, którą zarządzają weterani z rządu PiS. Każdy z obozów prowadzi swój kurs. /…/jest to kompromitujący stan rzeczy, niespotykany w innych krajach, w których bywa, że np. skrajni socjaliści bronią przedstawicieli swego państwa, mimo tego, że są oni reprezentantami aksjologii konserwatywnej. Taki gest wykonał np. premier Hiszpanii Jose Zapatero, broniąc poprzedniego szefa rządu – Jose Marię Aznara, gdy ten został obrażony przez socjalistycznego prezydenta Wenezueli – Hugo Chaveza. W Polsce tego typu gesty są niemożliwe”.
Możliwe, możliwe, panie europośle, pod warunkiem, że nie będziemy wszystkiego kupować, co nam pod nos podsunie nachalna reklama, ot choćby ta rodem z „Dziennika”. Proszę zajrzeć i sprawdzić, co wczoraj i dziś najważniejsze jest dla dziennikarzy spod tego znaku?
A no, nie przebieg spotkania z Condoleezzą Rice czy podpisanie umowy, nawet nie treść orędzia Prezydenta. „Dziennik” od dwóch dni karmi nas kulisami rzekomych przepychanek między Prezydentem a Premierem Rzeczpospolitej Polskiej. Roztrząsa z godnym lepszej sprawy zaparciem, kto miał pierwszeństwo w jego wygłoszeniu.
Tym teraz Polak powinien żyć, o tym rozmawiać przy porannej kawie, o tym żywo dyskutować w rodzinnym gronie i w pracy. Ani na moment Polacy nie mogą zapomnieć o głębokich, jakże trudnych do przezwyciężenia podziałach politycznych.
Kto jest temu winien? Oczywiście kłótliwi politycy; frant franta wart?
Czy na pewno o to chodzi, by ośmieszyć i Lecha Kaczyńskiego, i dołożyć Tuskowi?
Czy na pewno o to chodzi, by ośmieszyć i Lecha Kaczyńskiego, i dołożyć Tuskowi?
Nie. W mojej głowie, maszynce do głosowania, ma się zakodować po raz kolejny wniosek.
Pamiętaj, tu nie chodzi o Polskę, o jej bezpieczeństwo, tu chodzi o wojnę w dwóch ośrodkach władzy. Oni kłócą się nie o rację stanu, lecz twój głos. Są śmieszni, ale podobni. Wolisz kłótliwego prezydenta czy spokojnego premiera, który potrafi ustąpić w sporze? Zobacz, kto jest winien, że rząd Tuska nie ma sukcesów. To prezydent rzuca kłody pod nogi.
Przykro mi, ale ja nie kupuję takiej opcji i czekam, kiedy zamiast kreowanych przez PR „igrzysk” Donald Tusk udzieli wywiadu podobnego do tego, który udzielił Prezydent.
Czekam, kiedy wreszcie dowiem się jasno, konkretnie i merytorycznie, jaka jest koncepcja polityki międzynarodowej PO. Bo do chwili obecnej wiem tylko tyle, że nie jest ona zgodna z polityką Prezydenta. To za mało, stanowczo za mało, by być spokojnym o losy Polski w obliczu gróźb Rosji, miękkiej dyplomacji UE i odrzucić politykę Prezydenta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz