Najtrudniej jest ogarnąć historię, w której się uczestniczyło, nie kibicowało, lecz dokładało własne zaangażowanie. W komentarzu do notki 1maud „Czy może zaskoczyć Wałęsę książka historyków IPN”
(http://1maud.salon24.pl/index.html) rozgoryczona napisałam, między innymi - „Po obejrzeniu filmu "Plusy i minusy" już żal mi tylko jednego, że umrę i nie dowiem się, w czym naprawdę uczestniczyłam i czy miało to sens. Człowiek chciałby wiedzieć czy to, co robił, było dobre czy tylko zamienił jednych złodziei na drugich, jak kiedyś określił zmiany w Polsce kardynał Stefan Wyszyński”.
(http://1maud.salon24.pl/index.html) rozgoryczona napisałam, między innymi - „Po obejrzeniu filmu "Plusy i minusy" już żal mi tylko jednego, że umrę i nie dowiem się, w czym naprawdę uczestniczyłam i czy miało to sens. Człowiek chciałby wiedzieć czy to, co robił, było dobre czy tylko zamienił jednych złodziei na drugich, jak kiedyś określił zmiany w Polsce kardynał Stefan Wyszyński”.
Powiało pesymizmem, a to do mnie niepodobne, muszę więc wytłumaczyć się, porzucam zmywanie i zabieram się do spisania myśli, które kołaczą mi się od samego rana. Przy okazji może uda mi się rozprawić się z czymś, co nie daje mi spokoju od wielu już lat. Wciąż bowiem nie znajduję jednoznacznej odpowiedzi na pewne pytanie. Jak powinna zachowywać się małą śrubka w trybach wielkiej historii?
Wiele gorzkich słów padło już tu w salonie pod adresem twórców „okrągłego stołu”. Najogólniej rzecz biorąc czujemy się oszukani i wystrychnięci na dudka. W odsunięciu tych ludzi i z nimi powiązanych od władzy upatrujemy zwycięstwo. Linia podziałów zmieniła się o 180 stopni. Ci, którzy w czasie „wojny na górze” cały swój talent publicystyczny wykorzystywali do opluwania Wałęsy, dziś nie ustają w walce o jego obronę. Z całej tej batalii pozostanie na pewno jedno. Przez pokolenia historycy na temat tego okresu swoją ocenę wydarzeń będą zaczynać od zdania. – Dla jednych Wałęsa był… dla drugich…. itd. A pośrodku umieszczą fakty naginane do tezy. – Takiej historii właśnie nam potrzeba.
To zupełnie tak samo jak z Powstaniem Warszawskim. Czy komuś udało się przeczytać choć jedną pracę naukową czy zwykły artykuł, który nie zaczynałby się lub nie kończył od przywołania dyskusji na temat sensu rozpoczynania walki? Mnie się jeszcze to nie przydarzyło. To samo dotyczy wszelkich ocen naszej historii. Sprowadzana jest ona w gruncie rzeczy do rozważań - lepiej z szabelką i pieśnią na ustach czy pragmatycznie z myślą o korzyściach w odległej przyszłości?
To zupełnie tak samo jak z Powstaniem Warszawskim. Czy komuś udało się przeczytać choć jedną pracę naukową czy zwykły artykuł, który nie zaczynałby się lub nie kończył od przywołania dyskusji na temat sensu rozpoczynania walki? Mnie się jeszcze to nie przydarzyło. To samo dotyczy wszelkich ocen naszej historii. Sprowadzana jest ona w gruncie rzeczy do rozważań - lepiej z szabelką i pieśnią na ustach czy pragmatycznie z myślą o korzyściach w odległej przyszłości?
Podobne dylematy mieli w roku 1980 – 1989 działacze „Solidarności”. Każde spotkanie, każdy zjazd delegatów MKZ stawiał przed członkami konieczność pewnych rozstrzygnięć. Świat tylko w legendzie był wówczas czarno – biały; tu My tam Oni. W rzeczywistości widzieliśmy i małostkowość i koniunkturalizm i zwykłe szujostwo u niektórych działaczy. Nie było też tak, że nie zdawaliśmy sobie sprawy z obecności agentów. Co powstrzymywało przed krytyką i pytaniami? Z jednej strony lęk właśnie przed etykietką „agenta”. Łatwo można było być wykluczonym z konspiracyjnego towarzystwa, gdy nie miało się podobnego zdania z liderami. Z drugiej strony było też zaufanie dane na kredyt. Powiedział Wałęsa? A, to musi być prawda. Powiedział, że jest członkiem „Solidarności”? Jest swój, jemu można zaufać. Może właśnie dlatego uczestnikom tamtych wydarzeń okres ten wydaje się powiewem prawdziwej wolności bez kłótni i sporów o rzezy nieistotne. Między tymi postawami było coś jeszcze; zaufanie, że sukcesy nasze były na miarę możliwości a nie marzeń.
Teraz, gdy wracam myślą do tamtych wydarzeń, wciąż zastanawiam się. Jak powinnam reagować, gdy przewodnicząca mojego związku za pracę rzecznika Regionu zażądała sumy mocno wygórowanej jak na nasze możliwości, tymczasem wielu członków i wolontariuszy (wśród nich emeryci) wykładało własne pieniądze na bieżącą działalność związku? Jak powinnam zareagować na fakt przedstawienia nam gotowej listy posłów do pierwszych wyborów, bez poinformowania, w jaki sposób otrzymali oni swoją legitymację do reprezentowania nas? Czy gdybym zadała niewygodne pytania, a miałam ich o wiele więcej, byłyby one wtedy małostkowe i destrukcyjne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz