„Wielu ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy ze swej potrzeby przystosowania. Żyją pełni złudzeń, że postępują zgodnie ze swoimi przekonaniami i skłonnościami, że są indywidualistami, że dochodzą do swoich poglądów drogą własnego rozumowania, że jedynie dzięki przypadkowi ich koncepcje pokrywają się z koncepcjami większości. Powszechna zgoda służy im za dowód, że te przekonania są słuszne”. (Erich Fromm, O sztuce miłości)
A choć przytoczony fragment dotyczy odwiecznego tematu relacji między kobietą a mężczyzną, może on równie dobrze być diagnozą wszystkich zachowań człowieka wobec zjawisk społecznych i politycznych. W tych ostatnich niemałą rolę odgrywa  dezinformacja, którą posługuje się propaganda. Vladimir Volkoff  w swojej książce „Traktat o dezinformacji. Od Konia Trojańskiego do internetu”, opartej na długoletnich badaniach, wymienia  takie metody manipulacji jak: negacja faktów, odwracanie faktów, mieszanina prawdy i kłamstwa, modyfikacja motywu i okoliczności, rozmycie, kamuflaż, interpretacja, generalizacja, ilustracja, nierówności czy na koniec – równości.  Książka ta ukazała się w 1999 r. Kto ją przeczytał, może popaść w depresję i zwątpić w samodzielność myślenia.  Przed ostatecznym rozwiązaniem frustracji, czyli ucieczką od wszelkich form życia publicznego, chroni go przekonanie, że on na pewno nie ulega manipulacji, bo zbyt jest mądry, by jej nie zauważyć.
Uczestnicząc w różnych spotkaniach, szkoleniach i kursach zawodowych miałam nieodparte wrażenie, że Vladimir Volkoff  nie zauważył jeszcze jednej metody manipulowania klientem przez inżynierów  propagandy.  Na  początku  lat  90 – tych byłam w Niemczech. Odwiedzaliśmy wówczas szkoły w Baden – Witenbergii. W jednej z dyskusji padło z ust dyrektora niemieckiej szkoły stwierdzenie skierowane do nas – Wkrótce polskie społeczeństwo zostanie zamerykanizowane. Kiedy zaprotestowaliśmy przeciwko takiej nieuchronnej wizji przemian społecznych, dyrektor nie podjął dyskusji, zmienił temat, jakby rozumiejąc, że jeszcze do niej nie dojrzeliśmy. To stwierdzenie dyrektora wracało za każdym razem, gdy  jakiś lider szkolenia podsumowywał swoją wypowiedź  - Proces ten (np. zanik różnic kulturowych i tradycyjnych wartości życia rodzinnego), jest nieuchronny. Złośliwie wtedy dopowiadałam, że nieuchronna jest tylko moja śmierć. Zadziwiające jest to, że nikt nie próbował mnie nawet przekonywać do słuszności wypowiadanych tez. Ot, padało zdanie tak oczywiste, że mój sprzeciw stawał się po prostu śmieszny, nie warto było nawet prostować mojego naiwnego poglądu.
Przypomniałam sobie o tym wszystkim, kiedy przeczytałam wywiad  Michała Karnowskiego zspecjalistą od wizerunku politycznego, Erykiem Mistewiczem.
Odsłania on przed czytelnikiem współczesne metody i warunki kreowania wizerunku polityka.
Dzisiaj dziennikarz czy publicysta nie jest mi do niczego specjalnie potrzebny, bo to już nie wy - z całym szacunkiem - tłumaczycie ludziom politykę. Media, politolodzy i socjolodzy przestali być potrzebni w starej roli - objaśniających, co polityk zawarł w mądrej kilkugodzinnej wypowiedzi. Kilka lat temu jedno zdanie polityka było równe akapitowi składającemu się z 5 - 6 wersów i tylko kilka tysięcy ludzi w Polsce rozumiało, co ten polityk ma na myśli, a Jadwiga Staniszkis, Marek Migalski i Piotr Zaremba przekładali to czytelnikom i widzom. Obecnie polityk mówi: "Yes, yes, yes" albo "Cudownie mi z wami. Nie jedzcie zbyt tłusto. Spotkamy się po majówce i wtedy opowiem, co moi ministrowie zrobili dla Polski". I po co tu jakiś pośrednik?”

Opinia Mistewicza zdaje się pośrednio mówić, że kończy się nieuchronnie  mit IV władzy.

„Pięć lat temu ton w polityce nadawała jedna gazeta plus "Wiadomości" o 19.30 i może poranne "Sygnały Dnia". Tam mówiono, jak rozumieć to, co się dzieje, kto jest dobry, kto zły, kto jest kompletnym wariatem, a kto ostoją rozsądku. A dziś? Duże media mają do powiedzenia prawie tyle samo ile Kataryna, Maria-Dora, Azrael czy inni trend blogerzy. Może są głosem silniejszym, ale jednym z wielu”.
Były dziennikarz nie pozostawia złudzeń; jego koledzy jedynie łudzą się, że  wpływają na życie polityczne. „Dziesięć lat temu kilku publicystów w sejmowej restauracji "Hawełka" było w stanie obalić rząd, a wcześniej na drugie śniadanie odstrzelić ministra. Wspólnie mogli przekonać opinię publiczną do każdej tezy. Dziś to już niemożliwe, bo znikoma część komunikacji odbywa się za ich pośrednictwem”.
Do indywidualnej lektury pozostawiam dalszą dyskusję na temat wizerunku PiS i PO. Teza Mistewicza w tym temacie jest równie pesymistyczna jak w przypadku dziennikarskiego rzemiosła. Dla mnie w tym wszystkim najważniejszą staje się inna, być może wyimaginowana przeze mnie, niewyartykułowana wprost, pointa rozmowy, skierowana do czytelnika. Nie łudźcie się drodzy obywatele, wasz jedyny  wpływ na politykę ogranicza się do wrzucenia głosu do urny  zgodnie z kampanią, zaplanowaną i przeprowadzoną przez specjalistów marketingu politycznego. Dziennikarze, a nawet sami politycy, nie mówiąc już o zwykłych wyborcach, są tylko narzędziami zaplanowanej i nieuchronnej manipulacji.
 Mistewicz odsłania mechanizmy błędów polityków i dziennikarzy, które doprowadzają do klęski wyborczej. Ten, kto nie umie zbudować pięknej „opowieści”, ten przegrywa. Mogłoby się wydawać, że w tej całej grze pozorów tylko wyborca jest podmiotem. Skoro do manipulowania nim wynajmuje się najtęższe głowy marketingu politycznego, to znaczy, że tak do końca nie jesteśmy idiotami, którymi można manipulować? Czy dla bezwolnego głupka warto aż tyle pieniędzy marnować?  Po co więc Mistewicz nam to wszystko opowiada, odsłania kulisy, przestrzega, poucza?  Jest jednym z tych uczciwych, którzy brzydzą się manipulacją? Chce, nauczyć nas  roztropności politycznej?
Myślę, że nie to nam ma pozostać w głowach, lecz poczucie nieuchronności kierunku naszych decyzji. - Nie łudźcie się daremnie, wasza potrzeba „przystosowania do stada”, o której pisał kilkadziesiąt lat temu Erich Fromm, jest silniejsza od potrzeby wyróżniania się, samodzielnego myślenia i wyborów.
Cóż więc pozostaje kobiecie stojącej przy zmywaku?  A no pocieszyć się, że jednak specjalista może się mylić, bo nieuchronna jest tylko moja śmierć. Czy nie brzmi to optymistycznie? :)