Na marginesie Kongresu PiS, wyborów w Niemczech, Portugalii, „reklamy” Polańskiego i wyboru szefa Rady Europy pozostały dwa kongresy. Jeden, z 23 -25 września dotyczył kultury, drugi to I Kongres Politologii, który odbył się prawie w tym samym czasie, tj. w dniach 22 i 24 września.
Może dziś najłatwiej byłoby podsumować ten drugi kongres? Był jasny i klarowny, a wnioski jedynie słuszne. Zupełnie jednak nie rozumiem, o czym dyskutowano przez trzy dni, skoro podsumowanie głównego tematu kongresu; o rozwoju i kierunku przemian społeczno-ekonomicznych w Polsce i na świecie - politolodzy przekazali dziennikarzowi TVN w ciągu kilku sekund.
Co będzie z Polską? - zapytał redaktor. Odpowiedź znawców polityki przypominała , co prawda, wypowiedź dużego dziecka z programu Wojciecha Manna, ale to tylko świadczy o jej powszechności, a nie, bynajmniej, o cynizmie czy dyletanctwie uczestników kongresu.
Tym razem już nie dziecko, lecz młoda dama, politologicznie doskonale zorientowana, po prostu stwierdziła z rozbrajającym uśmiechem, że na pytanie o Polskę jest tylko jedna odpowiedź; Polski nie będzie. A to, jak szybko zniknie ona z mapy świata, zależy od stopnia zrozumienia procesu integracji.
W tym kontekście zupełnie zrozumiałe stają się „śmichy – chichy” pozostałych politologów nagabywanych bzdurnym dziennikarskim pytaniem.
Co z Polską będzie? A no, nic nie będzie, bo Polski nie będzie.
Mnie pozostaje tylko już zapytać nieskromnie. – Czy owa młoda znawczyni procesu integracji europejskiej kształciła się również za moje podatki? Jeśli tak, to zaczynam realnie przemyśliwać, jakby tu przestać je płacić, a pieniądze przeznaczyć, np. na kulturę. Mogą się przydać, zwłaszcza w kontekście wspomnianego tu Kongresu Kultury.
Wywołał on większe emocje i większe zainteresowanie medialne niż politologiczny, a to głównie za sprawą Leszka Balcerowicza.
Kto by pomyślał, że ten pan zna się również na kulturze i będzie miał swoje pięć minut na tak ważnym zjeździe? Oczywiście, miał bardzo wiele do powiedzenia, a głównie o tym, że kulturę trzeba jak najszybciej uwolnić od zgubnego mecenatu i pozwolić jej zarabiać na siebie. To zupełnie jak w oświacie. Jak najszybciej oddać ją w prywatne ręce, skomercjalizować i przestać państwu zawracać głowę jakimiś uczniami.
Ja to nawet rozumiem. Czasy króla Stanisława minęły bezpowrotnie, Obiadów Czwartkowych nie da się już organizować w Belwederze. Zresztą niby o czym na tych obiadach miałoby się dyskutować? O naprawie Rzeczpospolitej? Przecież jej nie będzie!
A może przynajmniej o udziale artystów w zbliżających się nieubłaganie wyborach? Z tym akurat doskonale radzą sobie dzienniki i media elektroniczne. Zawsze, kto chce, może dowiedzieć się, kogo popiera Doda, Cugowski, Skiba czy Mucha.
Poezji na takich obiadach nie dałoby się czytać, powieści Grochali nie wypada w obecności głowy państwa. Wyszłoby na to, że ogląda seriale i mocno przeżywa zdradę Marka, współczuje Hance i obmyśla jakby ją wciągnąć do AA.
O malarstwie czy rzeźbie też teraz nie bardzo można by było podyskutować przy zakąsce ze stołu szwedzkiego, tu trzeba bowiem być znawcą, najlepiej Ukończyć Akademię Sztuk Pięknych. Ewentualnie mieć szmal i wiedzieć, w jakie „dzieła” warto inwestować na aukcjach. Mogą poleżeć w piwnicy, a jak przyjdzie na nie moda, pieniądze się zwrócą.
Tak sobie dumam teraz. Czy wypada przy zmywaku roztrząsać problemy kultury? Mama Katarzyna może znać się na wszystkim, a już najbardziej na polityce, ale żeby dyskutować o kulturze?! Z czym, z jaką wiedzą?!
Dziś nie wystarczy znajomość Juliusza Słowackiego i jego doskonałej definicji poezji: „Chodzi mi o to, by język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa”.
Zaś Norwid ze swoim pojęciem piękna, doprawdy, trąci myszką. „Bo piękno jest po to, by zachwycało…”?, „Nie miecz, nie tarcz – bronią języka, lecz arcydzieła”?
Ejże, Norwidzie, jakiś Ty staroświecki. Dziś każde dziecko wytłumaczyłoby Ci, że piękno, arcydzieło to rzecz względna, pojęcie relatywne. Dziś pięknem jest brzydota i szaleństwo, którym rządzi pieniądz.
To nie zaściankowe, myszką i ciemnogrodem trącące, postrzeganie świata, a zwłaszcza sztuki. Moje zatrzymanie się przy zmywaku nad meandrami kultury znajduje oparcie jak najbardziej w rzeczywistości.
Ostatnio oglądałam pewien niezwykły, współczesny film –„Kolory życia”. Mistrz malarstwa, główny bohater filmu – Nikola Seroff, dyskusję z przyjacielem o sztuce podsumowuje; „Świat się wali, do oglądania obrazów, potrzeba studiów!”. Jeśli komuś ta pointa niewiele mówi, to może ta przemówi? – „Trwa wojna szaleństwa z rozsądkiem”.
A mnie pozostaje jedynie rozmyślanie nad tym, kto tę wojnę ostatecznie wygra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz