Słowo „zawsze" ma dziwne konotacje; nadużywane w kłótniach małżeńskich, uwielbiane w wyznaniach miłosnych, przywoływane w chwilach rozpaczy i beznadziei, uwieczniane w poezji...
A w moim słowniku kojarzy się ono niezmiennie z poczuciem bezpieczeństwa.
Odkąd pamiętam, były roraty; migocące światełka wędrujące o świcie do kościoła. Były gorączkowe przygotowania; porządki w szufladach, szorowanie do białości kuchennych podłóg, pastowanie tych w pokojach, wypychanie owsianą słomą sienników, mycie okien, pranie. I wreszcie gotowanie, pieczenie tego, co z takim trudem zapracowane, zdobyte, wystane.
O prezentach mowy nie było, a jednak czekało na tę NOC każde dziecko.
Ciemno i cicho, słychać tylko przytupywanie w sieni świątyni, szuranie obcasami po posadzce i pociąganie zmarzniętymi nosami.
Z ciszy tej nagle wyrywał dzieci z ramion rodziców i kącików ławek, głos trąb. To kolejarze dmąc w swoje instrumenty obwieszczali narodziny Pana.
Bóg się rodzi - moc truchleje. Pan niebiosów - obnażony! Ogień krzepnie - blask ciemnieje, ma granicę nieskończony! Wzgardzony - okryty chwałą, śmiertelny król nad wiekami... A Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami.
Kiedy uczyłam się słów tej kolędy, nie wiedziałam jeszcze, co to oksymoron, ani nie umiałam odkryć w nich Tajemnicy Bożej Miłości. Biblii też wtedy jeszcze nie czytałam, ale na tę chwilę, kiedy wśród nocnej ciszy rozlegały się dźwięki rozjaśniające blaskiem świec i kandelabrów mroki w moim parafialnym kościele, czekałam każdego roku i wiedziałam, byłam pewna, że tak będzie „zawsze".
Zmieniałam się ja, zmieniał się świat. Roraty pozostały już tylko w wiejskich kościołach.
Świąteczne porządki też już wyglądają inaczej. W wielu domach nie pachnie już świerkowa choinka czy pastowana podłoga, nie szeleści wykrochmalona pościel i nie podkrada się ze spiżarni świątecznego makowca. Żaden dzieciak nie czeka aż rodzice zasną, by ściągnąć z choinki orzecha w sreberku czy czekoladowego cukierka. Nikt nie lepi łańcuchów z kolorowych bibułek ani nie przylepia anielskich skrzydełek do wydmuszek. Nie palą się już zwykłe świeczki... A mimo to jest tak jak „zawsze" . Ciemną nocą, wśród ciszy rodzi się Chrystus - Pan wszelkiego stworzenia. I jak „zawsze" dzieci na całym świecie wierzą, że właśnie teraz Bóg - Maleńka Miłość przychodzi do nich i ich bliskich.
A dorośli? Dorośli w tę jedną jedyną noc wierzą, że Dobry Bóg odmieni ich życie. A wszyscy czują się tacy bezpieczni jak u ojca na kolanach.
I mają rację. W tę jedną, jedyną noc jesteśmy tak blisko nieba, że aż oczy mrużą się od blasku i wypełniają szczęśliwymi łzami.
Kiedy znowu , jak „zawsze" powrócą bure dni, zabraknie cierpliwości i czasu, zamarzy nam się Wigilia w hotelu wśród palm i tylko nie będziemy wiedzieli co zrobić z chorą babcią czy ukochanym psem, zamknijmy na chwilę oczy, przymnijmy sobie tę NOC.
Jeśli jej zabraknie czy będzie jak „zawsze"?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz